niedziela, 1 lipca 2012

Coś mi tu nie pasuje... czyli dlaczego astronauci tracą głowę w stanie nieważkości? [Obcy: Ósmy pasażer Nostromo]

by Oli



Wiecie, moi drodzy, przychodzi taki czas, że nawet na dziełka ulubione zaczyna się patrzeć trochę innymi oczami, jakoś tak bardziej... no bo ja wiem, krytycznie? Wiadomo, niektóre utwory są tak genialne, że nawet jeżeli przytrafi się im parę głupotek czy nielogiczności, to nie zwraca się na to uwagi, bowiem trudno narzekać, że trafiła nam się łyżka dziegciu w beczce miodu. Tak, tak, nawet ja zdaję sobie sprawę, że sekwencje, w których Leon vel Zawodowiec wykańcza samodzielnie cały tabun policjantów, są nieco przesadzone, nawet jak na takiego zawodowca, ale Luc Besson nie przekroczył przy tym pewnej granicy absurdu, stąd też nie jęczę. A poza tym film jest tak genialny, że nie przeszkadzają mi te króciutki sceny ala Commando...

Do czego zmierzam? Ano przyznam się bez bicia, że ten dość asekurancki wstęp jest jedynie preludium do posta, który dla wielu będzie zapewne bardzo kontrowersyjnym, a inni zasypią pewnie moją biedną główkę gromami oburzenia i nienawiści, bowiem świętości szargać nie można! Ręce precz od eksponata, jak to mówił pewien pan. Ale staram się bardzo delikatnie przypomnieć wszystkim tym, którzy mogą oburzyć się tym artykułem, że to tylko film, ten blog służy jedynie zabawie, a sam autor jest miłośnikiem opisywanego tu dzieła sztuki, tak więc może zrezygnujmy z walk i inwektyw? ;) Oczywiście nie chcę zamknąć Wam ust i jeżeli się z czymś nie zgadzacie, serdecznie zapraszam do dyskusji! Wszakże każdy ma nieco inne spojrzenie na pewne sprawy... Pozwólcie, że teraz ja przedstawię swoje.

A artykuł będzie traktował o... (jeszcze raz proszę, schowajcie te kastety!)

Nielogicznościach historii pt. „Obcy: Ósmy pasażer Nostromo”.



Pojechałem po bandzie, prawda? 

Przesadziłeś. Żeby wyjść stąd żywym, musisz zdobyć nasz szacunek... eee... znaczy się, tłumacz się teraz!

Ktoś zaraz zakrzyknie: „JAKIE NIELOGICZNOŚCI? TO DZIEŁO, DZIEŁO SZTUKI, TY BLOGGEROWY PATAFIANIE!!! ONO JEST DOSKONAŁE, BEZ WAD, TAK JAK PIEROGI MOJEJ MAMY!!!". OK, jak już pisałem - ja też lubię ten film, ale podczas ostatniego seansu... no cóż, doszedłem do wniosku, że jego atutem nie jest wcale scenariusz (zresztą krytycy początkowo podeszli do tego filmu z pewną niechęcią, właśnie ze względu na skrypt). Największą siłą "Obcego" jest na pewno oniryczny klimat, erotyczna symbolika (o tym kiedy indziej) i przede wszystkim tytułowa maszkara, ale historia...? Za Chiny Ludowe! Bo tak naprawdę co zaserwowali nam scenarzyści? Opowieść o potworze, który morduje jednego dzielnego amerykańskiego astronautę po drugim, a na końcu zostaje wywalony w przestrzeń kosmiczną przez ostatnią ocalałą osobę. Po drodze mamy tylko jeden zwrot akcji - otóż wcale-nie-podejrzanie-zachowujący-się-doktor-oficer okazuje się ZDRAJCĄ!!! O bogowie nordyccy, cóż za szok! ;)

 Ash zdrajcą? Nie może być!

Ale nie będę narzekał na brak zwrotów akcji. Wszakże i prosta historia może być porywająca. Np. "Boska komedia" to jedynie opis wędrówki po kolejnych, dziwacznych lokacjach, które to każdy z nas mógłby samemu wyśnić, gdyby wypił pół litra zatrutego denaturatu, a tymczasem ludzie czytali to kilkaset lat temu, czytają dzisiaj i czytać będą dalej w przyszłości (no dobra, nie wszyscy, ale wątpię, by to dzieło zostało kiedykolwiek zapomniane). 

Czyżby oto powstało kolejne arcydzieło...?


Co innego zafrapowało mnie w "Obcym". Otóż, gdy przyjrzeć się całej tej historyjce bliżej, to okazuje się, że nie trzyma się ona kupy.

Jak to? Ano tak - gdyby pewne postaci zachowały się troszkę inaczej, niż się zachowały, gdybyśmy nie musieli pewnych rzeczy przyjmować na wiarę, gdyby... ufff, ale nie wszystko na jednym oddechu! Żeby Wam się to lepiej czytało - i żeby ten artykuł nie rozleciał się na kawałki i miał jakiś ciąg przyczynowo - skutkowy - będziemy lecieć ze wszystkimi wyłapanymi przeze mnie nielogicznościami chronologicznie, mniej więcej w takiej kolejności, w jakiej pojawiały się na ekranie.

Nie zgadzasz się z którymś z punktów? Powiedz mi o tym w komentarzu!

OK, lecim!

1.  Początek: Nostromo wychwytuje sygnał wysyłany przez obcą formę życia, dlatego budzi kosmonautów i każe im to zbadać. OK, logiczne. Później jednak dowiadujemy się, że Ash został na tydzień przed odlotem statku przydzielony do załogi... I tutaj cała logika się zawala. Dlaczego? Wynika stąd, że całe badanie LV - 406 było ukartowane - Firma wiedziała o tym, że gdzieś tam jest sobie UFO, które wysyła sygnał SOS, dlatego na gwiezdnym okręcie (ładne sformułowanie, prawda? ;) ) umieściła swego agenta. Pamiętajmy, że podróż kosmiczna trwa kilka miesięcy, Firma musiała więc wiedzieć o tej planecie od bardzo dawna. Dlaczego więc sama nie zbadała tego sygnału? Dlaczego nie wysłała swoich ludzi? Skoro uznała to za coś na tyle ważnego, by poświęcać życie całej załogi, to dlaczego nie postawiła na swoich wyszkolonych pracowników, którzy mieli większą szansę na sukces? Po co w ogóle użyli załogi Nostromo? Chyba nie po to, żeby ktoś nie szpiegował, na jaką planetę lecą, bo śledzenie w kosmosie jest niemożliwe - za duże przestrzenie. O co więc tu chodziło? Czemu to miało służyć? I dlaczego nie zainteresowali się nią wcześniej? Jasne, można uznać, że nie chcieli alarmować konkurencji o tym odkryciu, lecz skoro w jakiś sposób Weyland - Yutani wyłapało sygnał (jak?) to dlaczego inni nie dali rady? Załóżmy, że Weyland - Yutani przypadkiem natrafiło na SOS - czyli ich statek musiał znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, tak? Nie mogli tego uczynić z żadnej stacji czy kolonii, bowiem pojazd Pilota znajdował się w dziewiczych rejonach galaktyki. Dlaczego więc to jednostka Firmy nie poleciała zbadać sygnału, tylko zawróciła do macierzystej bazy, złożyła raport, a kompania posłała tam statek przemysłowy? Pamiętajmy, że było to wiekopomne odkrycie, tak więc liczył się czas (dodatkowo - konkurencja też mogła przypadkiem natrafić na wrak obcych, należało działać szybko), dlaczego więc WY zaryzykowało to - na pewno kilumiesięczne (wyłapanie sygnału, powrót do bazy, ukartowanie wyprawy Nostromo, oczekiwanie, aż Nostromo dotrze na miejsce etc.) - opóźnienie?

Pracownik Weyland - Yutani 1: John, patrz, co znaleźliśmy! Na tym da się zarobić miliony! Biegiem, do środka!

Pracownik W - Y 2: Hola, hola, Brian, mam lepszy pomysł! Wróćmy do bazy, złóżmy raport szefom, a oni niech wyślą tutaj naszego agenta, najlepiej androida, na statku, którego załogę będzie stanowić, powiedzmy, sześciu cywilów i jeden kot, niech przylecą tu niby przypadkiem, a nasz szpieg niech wykończy swoich kolegów i sprowadzi nam obcego... bo pewnie jest tam jakiś obcy, to w końcu statek kosmiczny, no i film się tak nazywa...

P W-Y 1: John... ale po co to wszystko? Przecież jesteśmy tu, na miejscu, nie lepiej od razu...

P W-Y 2: Zamknij się, Brian, wracamy do domu! Nie zrozumiałeś mojego planu, to milcz!



2. Kwestia rozkazu, nakazującego zabezpieczenie Obcego (słynne "Załoga się nie liczy!") to też ciekawa sprawa. Rozkaz nie przyszedł w trakcie filmu (w kosmosie zresztą taka szybka komunikacja jest raczej utrudniona), lecz musiał być wgrany do pamięci Nostromo już na początku podróży. O ile można jeszcze uznać, że z wgraniem nie było problemu, to pojawiają się inne problemy. Mianowicie - rozkaz daje do myślenia i wynika z niego, że Firma wiedziała o istnieniu Obcego zanim ten jeszcze wykluł się z Kane'a. Skąd o tym wiedziała, skoro nigdy nie była na planecie? A skoro wiedziała, to dlaczego sama wcześniej nie przyleciała na Acheron i nie zabrała stamtąd jaj? A jeżeli była na LV ileś tam, to czemu od razu nie zajęła się sprawą Aliena? Czemu cała ta akcja z wykorzystaniem Nostromo miała służyć?

 Uwaga, załogo Nostromo! Nie liczycie się! Dziękuję za uwagę.

3. Kolejna kwestia - po co w ogóle wrzucono ten rozkaz do pamięci kompa? Dla Dallasa, którego Firma chciała się pozbyć? Dla Asha? Ash musiał zostać poinstruowany wcześniej, jeszcze przed wejściem na pokład Nostromo, więc po co ten rozkaz zostawiać na kompie? Na wypadek, gdyby zapomniał czy co?

Kapitanie Dallas, chcemy pana zabić. No offence.
 
4. Załóżmy jednak, że rozkaz przyszedł W TRAKCIE filmu (co jest raczej niemożliwe, bo szedłby do Nostromo całe miesiące albo lata; no chyba że w świecie Aliena istnieją szybkiej komunikacji międzygwiezdnej). Dlaczego przybył niezakodowany? Dlaczego na główny komp statku, do którego WSZYSCY mają dostęp? To zupełnie bez sensu. "O, chłopaki, dostałem maila od Firmy, mówią, że nasze żywoty się nie liczą, mamy tylko Aliena przywlec na Ziemię" "Super! Ja się na to piszę!" Z drugiej jednak strony teorii z pojawieniem się rozkazu w trakcie filmu nie da się obronić, bo przecież Ash już na samym początku naciska na wszystkich, by lecieli na LV-406, tak więc musiał być poinstruowany wcześniej i... wtopa chyba. Kurza stopa! 

Ach, ten Ash, taki z niego szczwany lis, że może sam umieścił ten rozkaz w pamięci kompa, by siać w sercach swoich kolegów strach i zwątpienie? Kto wie! Ze szwarccharakterami nic nigdy nie wiadomo!


5. Ogółem to z tym rozkazem nic się kupy nie trzyma, wrócimy do tego też później.

6.  OK, inne sprawy - czy w kosmosie jest tak mało gwiazd? Wydaje mi się, że na ekranie winno być trochę więcej tych konstelacji, ale może się czepiam ;)

Np. tutaj... trochę pusty ten kosmos, prawda? ;) 

7.  Dobra, załoga leci sobie na planetkę, ląduje na niej i... statek się psuje! No nie, takim rzęchem w kosmos? Na dodatek Nostromo o nic nie uderzył, tylko WYLĄDOWAŁ, a mimo to COŚ MU EKSPLODOWAŁO! Z czego on jest zrobiony, z tektury, czy co? Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby próbowali np. wrzucić wsteczny - chyba by go przepołowiło... A może Ash ich uziemił? Tylko po co, skoro i tak nie mieli gdzie zwiać...?
"Przylecieliście czymś takim? Jesteście odważniejsi, niż myśleliśmy!"

8.  Dobra, nasi dzielni kosmonauci w składzie Dallas (ten z brodą), Lambert (można odróżnić ją od Ripley po tym, że histeryzuje) i Kane (ten trzeci, nie jest ważny, i tak zaraz zginie) idą sobie na przechadzkę po tejże planecie. W międzyczasie Ripley udaje się rozszyfrować sygnał nadawany przez obcy statek. Nawiązuje się taka rozmowa:

RIPLEY: Rozszyfrowałam ten sygnał.

ASH: Tak?

RIPLEY: To nie SOS, tylko ostrzeżenie. Idę po Dallasa, Lambert i Kane'a - mogą być w niebezpieczeństwie.

ASH: Po co? Rozminiesz się z nimi. SAMI DOWIEDZĄ SIĘ O TYM NA MIEJSCU.

RIPLEY: OK.

Czy ten dialog nie jest nieco... no, dziwny? W zasadzie chodzi o to, że pół załogi być może jest w niebezpieczeństwie, Ash o tym wie i nie chce zareagować (ze zrozumiałych względów), ale Ripley też nie ma zamiaru ruszyć tyłka, uspokojona tym, że przecież ZARAZ SAMI SIĘ ZORIENTUJĄ. Można by ten dialog przedstawić tak, wcale nie wykrzywiając jego sensu:

ASH: Po co chcesz tam iść? Jak ich wszystkich szlag trafi, to sami się zorientują, że jest tam niebezpiecznie. Nie ma sensu interweniować.

RIPLEY: Ash, jaki ty jesteś mądry! Masz rację! Przecież jak ich coś pozabija, to będą wiedzieć, że było tam niebezpiecznie!

ASH: No ba!

...

Moim skromnym zdaniem jest to najgłupszy dialog w całym filmie i nie wiem, w jaki sposób można by wyjaśnić, o co w nim biega. O ile argument, że wrócą, zanim Ripley zdąży do nich dotrzeć, jest do przełknięcia, to nie zapominajmy, że ich życie było zagrożone, więc machnięcie na to ręką i powiedzenie "ok" nie załatwiało sprawy.

9.  Kane złazi do komory z jajcami i, pokraka, ześlizguje się do "żłobka" (nota bene nie wiem, na czym się poślizgnął, ogółem wyglądało to dość sztucznie). OK, po tej scenie wnoszę, że jest fajtłapą. Ale po tym, co robi dalej, wnoszę, że jest matołem. Dobra, można się ześlizgnąć między jaja, ale żeby pchać gębę do otwierającego się, obcego organizmu, potencjalnie niebezpiecznej istoty... no nie, brak mi słów. Brawo, Kane, zabiłeś się na własne życzenie!
"A może to Kinder Niespodzianka? Zajrzę do środka!"

10.  Dalej jest całkiem ciekawie. Dallas chce pomóc Kane'owi, nie zważając na życie Ripley, Asha, Parkera i Bretta (no dobra, załóżmy, że taki uczuciowy z niego gość), Ripley zachowuje się mądrze i nie chce ich wpuścić, Ash robi sobie jaja, ogółem jest ciekawie. Film stawia się nieco do pionu... 

11.  Nie na długo jednak! Mordołap znika z twarzy Kane'a. Co robi nieustraszony kapitan Dallas? Bierze Ripley i Asha i włazi z nimi do izolatki. Przypomnijmy, że wchodzą nieuzbrojeni do pomieszczenia, gdzie grasuje stwór, który przykleił się Kane'owi do twarzyczki, przebijając jego hełmofon i który sika kwasem naokoło, a nasi herosi idą sobie na jego poszukiwania beztrosko, bez żadnej broni. Brawo, Dallas!

12. W międzyczasie Ripley rzuca straszne suchary w trakcie rozmów z kolegami i zaczyna sprawiać wrażenie idiotki, która zdobyła posadę na Nostromo tylko dlatego, że przespała się z Dallasem. A może to prawda?

13.  Najpierw wszyscy gadają o umieszczeniu Kane'a w izolatce lub zamrożeniu go (dobry pomysł!), potem jednak zapomnieli o tej sprawie i pozwalają mu hasać po całym statku, nie przejmując się tym, że załoga obcego pojazdu została przetrzebiona, a Pilot wysyłał sygnały ostrzegawcze. Wydaje mi się, że nie trzeba być geniuszem, by powiązać sygnał ostrzegawczy z mordołapem i wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski... Ale niestety, nasi bohaterowie chyba są opóźnieni w rozwoju, tak więc chwilę później mamy słynną scenę na stołówce i kilka scen, gdy w końcu ktoś zaczyna myśleć (Brett konstruuje wykrywacze ruchu i elektryczne pastuchy, Dallas każe znaleźć stwora, lecz nie idzie drogą Freda ze Scooby-Doo i głupawych nastolatków z teen slasherów i nie mówi "Rozdzielmy się! W pojedynkę łatwiej będziemy ginąć!", lecz dzieli załogę na dwie grupy).
"Surprise! A myśleliście, że Kane tylko zadławił się ością, co?"
 
14.  Potem jednak jest bardzo dziwna scena. Ripley, Parker i Brett zaglądają do szafki, myśląc, że jest tam obcy, a tam... kot! No wszystko fajnie, pięknie i w ogóle, rozumiem, że ta scena wymyślona została po to, by nastraszyć biednych widzów (a Obcy w latach 70 bardzo dobrze straszył, niektórzy to mdleli na projekcji... ale to inna historia), ale teraz pojawia się bardzo intrygująca kwestia - mianowicie, kto włożył zwierzaka do szafki? No wiem, że w obliczu obcych hasających po statku pytanie o to, kto chomikuje koty w szufladach może się wydać infantylne, ale mnie to szalenie zastanawia. Sam się chyba w środku nie zamknął, żeby zrobić psikusa swoim właścicielom? Może więc jakiś zoofil go tam ukrył (Tylko kto spośród załogi jest zoofilem? Chyba Brett albo Ripley, najbardziej kotka lubili)? Albo sadysta? Albo ktoś sobie robi jaja? Nie wiem, ale to intrygująca tajemnica i wiele może mówić o naszej załodze. Może właśnie ta scena z kotem to kluczowa wskazówka? Może ma nam ona dobitnie uzmysłowić, że wszyscy na Nostromo są niedorozwinięci i spędzają miłe chwile na upychaniu kotów w szafkach? Wtedy cały scenariusz nabiera od razu większego sensu...

"Miau! Błagam! Nie! Nie upychajcie mnie znowu w szafce! NIEEEEE!"

15. W międzyczasie ginie Brett, a Ripley i Parker mówią o jego śmierci tak, jakby widzieli ją na własne oczy (a przypomnijmy, że posłali Bretta samego na poszukiwanie rudego kocura - najpewniej chcieli zwierza jeszcze podręczyć - i nie szli za nim). Można więc łatwo wywnioskować z tego, że nasi herosi muszą mieć supersłuch, by usłyszeć krzyk Bretta, gdy dzieli ich od niego co najmniej kilkanaście zamkniętych pomieszczeń, a dodatkowo posiadają albo superszybkość albo zdolność teleportacji, skoro zdążyli znaleźć się na miejscu na tyle prędko, by pooglądać sobie, jak Alien obejmuje Bretta i wieje do tunelu wentylacyjnego.
Biedny Brett, tak marnie skończył. A jedyne, czego w życiu pragnął, to uczciwa zapłata za robotę i zimny prysznic...

16.  Oj, tunele wentylacyjne to zupełnie inna kwestia. W prawdziwym życiu tunele są tak szerokie, że komfortowo może się przez nie przeciskać tylko chomik. W świecie Obcego twórca statku zaprojektował je z myślą o wygodzie i dobrym samopoczuciu ludzi i dwumetrowych Alienów. Brawo!


A może to nie tunele wentylacyjne, lecz korytarze do... bo ja wiem... joggingu?

17. W międzyczasie Parker konstruuje miotacze ognia. Brawo. Szkoda, że nie zrobił tego wcześniej (zastanawia mnie też sposób produkcji tych wszystkich cudeniek na pokładzie Nostromo - widać mają dobry warsztat).

18. Dlaczego komputer pokładowy wygląda jak choinka? ;)

19. Co to za pytania "Jakie mamy szanse?", "Jak go zabić?" Czy Nostromo posiada sztuczną inteligencję, by odpowiadać na takie pytania? A jeżeli tak, to czemu sama nie przydusiła Aliena drzwiami albo chociaż nie powiedziała ludziom, gdzie maszkara się kryje? O co tu biega?

20. Dallas postanawia w międzyczasie wziąć sprawy w swoje ręce i pozamykać wszystkie grodzie tuneli wentylacyjnych, a potem wywalić Aliena w przestrzeń kosmiczną. Zastanawia mnie jednak, czemu robi to ręcznie, zamiast zlecić obdarzonej AI Matce, żeby pozamykała wszystkie grodzie? I w jaki sposób chce wywalić Aliena w przestrzeń? Trochę nie ogarniam tego planu. Nie ogarniam również jego realizacji. Dallas zostawia całą załogę gdzieś na czatach, podczas gdy sam przeciska się przez tunele wentylacyjne. Dlaczego sam? Nie chce narażać załogi? Ale ginąc, naraża ją jeszcze bardziej! A nie musiałby wcale ginąć, gdyby wziął ze sobą np. Parkera. Szli by wtedy w taki sposób, że jeden ubezpieczałby tyły drugiego. A nawet gdyby obcy zdołał zaskoczyć i załatwić jednego z nich, to drugi mógłby go w tym czasie spopielić. Niestety, nikt z nich na to nie wpadł i stwór łatwo wykończył kapitana.

"Surprise! Co, robaczku, myślałeś, że zaanonsuję swe przybycie?"

21.  Po spektakularnym fiasku tego jakże spektakularnego planu wszyscy chcą go kontynuować w niezmienionej formie. WTF? 

22.  Lambert podaje jedyne sensowne rozwiązanie - uciekamy kapsułą ratunkową! Ale hola, hola! Kapsuła została zrobiona dla trójki wybrańców, nie zaś dla siedmioosobowej załogi! Tak więc w sytuacji zagrożenia cała załoga robi "Ma - ry - na - rzyk!" i wybiera spośród siebie frajerów, co zostaną na pokładzie płonącego statku. Widzę, że konstruktor pomyślał o wszystkim!

"Produkty kompanii Weyland - Yutani. Naszą dewizą jest niezawodność!"

23.  Kwestia rozkazu po raz kolejny: Ripley wchodzi do komputera Matki i bez problemu natrafia nań. Więcej - komputer jej go niemalże wciska (a Dallasowi nie wcisnął)! No i znowu powraca kwestia ogólnej dostępności tegoż dokumentu - każdy może sobie wpaść do kabiny, przeglądnąć go, pośmiać się ("Hej, chłopaki, wydali na nas wyrok śmierci! Ale jaja, ale jaja!"). Wydaje mi się, że scenarzysta chciał jakoś wyjaśnić widzom, dlaczego Ash zdradził, dla kogo pracuje, że chce złapać Aliena... ogółem jakoś wprowadzić ten wątek. Rozumiem to. Ale dlaczego w tak kretyński sposób? W pliku niby adresowanym do Asha (jak już pisałem, po co mu to wysłali?), a w ogóle niezaszyfrowanym? Może ci z Firmy nie lubili Asha i chcieli, żeby reszta załogi go zlinczowała? Można było ten wątek poprowadzić o wiele lepiej, mianowicie po tym, jak już ostatni załoganci Nostromo pobili Asha, mogli z niego wyciągnąć wszystkie informacje - i nie trzeba by było wtedy uciekać się do dziwacznych maili. Inna sprawa, że Ash mógłby wtedy nie mieć powodu, żeby się demaskować, ale z drugiej strony - i na to by się sposób raczej znalazł. Trzeba by tylko ruszyć głową.

24.  Dlaczego Ash nagle zaczął mlecznie się pocić?

Pij dużo mleka, będziesz pocił się jak Ash.

25. Ash nawija to samo, co było w rozkazie, ogółem mówi też o tym, że Firma wiedziała od bardzo dawna o istnieniu Aliena, czym wbija kolejny gwóźdź do logicznej trumny filmu.

26.  Miło, że wszyscy chcą ratować kota.

27.  Po co w ogóle ten mechanizm autodestrukcji na statku? Pomijając już to, że sam pomysł z samozniszczeniem jest dość dziwny (po co coś takiego na statku przemysłowym?), to w drugiej części sagi okazuje się, że Firma nie chce, by wysadzać ich stateczki. To po co dali taką możliwość? I dlaczego ten mechanizm jest niesprawny (włączysz i już nie wyłączysz)?

28.  Podczas eksplozji Nostromo w kosmosie ładnie roznosi się dźwięk.

29.  Ostatnie starcie Ripley-Obcy. Ripley wchodzi do kosmo-ubrania, żeby wywalić monstrum w przestrzeń. Dlaczego jednak podczas tych zabiegów nie patrzy na Obcego, który może łatwo ją rozwalić, tylko gdzieś w bok? A potem się dziwi, że pyszczek Aliena pojawia się tuż przy jej twarzy...

I napisy końcowe. Ładne.

Ostro? Może i racja, może i NIECO za ostro potraktowałem ten film, ale moim celem nie było wylanie wiadra pomyj na głowę biednych autorów, lecz pewnego rodzaju odbrązowienie mitu, któremu na imię "Obcy: Ósmy pasażer Nostromo - horror wszechczasów, film bez wad!" Jasne, zaznaczałem to wielokrotnie - ja naprawdę lubię ten film i zawsze z przyjemnością go oglądam, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że podchodzi się do niego obecnie nieco bezrefleksyjnie. OK, to bardzo, bardzo dobry obraz - ale czy arcydzieło? Nie. Gdyby nie maszkara Gigera, bardzo dobra reżyseria, umiejętne budowanie klimatu przez Scotta i znakomita gra aktorska, cóż... to mogłaby być klapa. To te elementy odciągają naszą uwagę od niedostatków scenariusza i sprawiają, że historia tak naprawdę przeciętna (ile razy widzieliśmy ten sam schemat, z maszkarą wyrzynającą grupkę ludzi na zamkniętej przestrzeni?) staje się czymś więcej, czymś porywającym. I to jest moim zdaniem najlepsza konkluzja tego posta. Czasem nie najważniejsza jest treść, lecz jej przedstawienie. Jasne, nie mogę już oglądać Obcego, nie zauważając dziwactw, które Wam tutaj wypisałem, ale nie zmienia to faktu, że ogląda mi się go ciągle znakomicie. Szkoda jednak, że scenariusza trochę nie poprawiono, byłoby to dla mnie ciągle dzieło wybitne, a teraz, gdy zastanowiłem się nad fabułą, jest "jedynie" bardzo dobre. No cóż...

PS. Tym razem zdjęcia pochodzą również z:

http://avp.wikia.com/wiki/

http://polakwkazachstanie.files.wordpress.com/

http://media.theiapolis.com/

http://socialproblemsucd.wikispaces.com/

http://media.tumblr.com/


Wujek Staszek radzi: Nie chowaj kotów po szafach, jeżeli nie chcesz, by wyskoczyły na Ciebie w najmniej spodziewanym momencie i przyprawiły Cię o zawał serca. Lepiej pakuj je do lodówki. Przy odrobinie szczęścia pozbędziesz się wiecznie głodnego lenia, a w zamian otrzymasz piękną lodową statuę!

10 komentarzy:

  1. Fajny i zabawny esej. Jak stwierdziłeś w końcu firma wiedziała o obcych. Pomyślałem, że ci z firmy chcieli, by alieny przyleciały do nich w dobrym zdrowiu. Zawsze lepiej poświęcić zwykłych roboli. A statek chyba miał auto pilota. Więc aliena wystarczyło już tylko przemycić przez odprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdeczne dzięki za miłe słowa! Jeśli chodzi o Aliena...

      Wydaje mi się, że firma - gdyby wysłała doświadczony zespół specjalistów - mogłaby spokojnie podiwanić same jaja, nie ryzykując wyklucia się dorosłych Alienów. Pod takim oczywiście warunkiem, że nikt nie pchałby gęby do jaj. ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ale po co narażać drogich najemników, jak jest niechciana załoga ułomów firmy.

      Usuń
    3. Ale przez ten czas, jak się patyczkowali, ktoś im mógł sprzątnąć ładunek sprzed nosa ;) Poza tym, korzystając z "usług" nieświadomych niczego cywilów, narażali się na różne nieprzewidziane komplikacje (a nawet utratę cennego ładunku) - np. że ktoś wysadzi ich statek w powietrze. ;)

      Usuń
    4. Mieli Asha. Zresztą ten interes to wielkie ryzyko. Może mieli wszyscy zginąć, aby misja przeszła w cisz. Ash auto pilota guzik naciska. I po kłopotach.

      Usuń
    5. Mieli, ale sami go zdemaskowali, bawiąc się w "tajne" rozkazy, skierowane do Asha, a do których każdy miał dostęp. Zresztą Ash jako tajny agent też był marny, bowiem poza wpuszczeniem zainfekowanego Kane'a na statek, nic nie zrobił. No i ciągle ryzykowali, że ktoś po prostu zastrzeli Aliena (na tym statku urządzenia - takie jak wykrywacze ruchu i miotacze ognia - konstruowało się na poczekaniu, gnata Parker też by pewnie wyczarował ;) ). Chyba że wiedzieli, iż Alien broczy kwasem... Ale skąd by o tym wiedzieli? Zetknęli się kiedyś z Alienami? Jeśli tak, to dlaczego nie byli lepiej przygotowani? I dlaczego Ash sprawiał wrażenie całkowicie zagubionego i niewiele wiedział o obcej formie życia, z którą się zetknął?

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (Aby nie było - nie ocenzurowałem wypowiedzi Deusza, lecz przypadkiem zrobił mu się dubel, więc wyrzuciłem bliźniaczego posta ;) Nie obawiajcie się! Tu nie ma cenzury! :P No chyba że będziecie kląć jak szewcy :P )

      Usuń
  3. Artykuł interesujący :)
    Duma i poczucie własnej wartości nakazuje mi jednak zwrócić autorowi uwagę. Nie ma w tym nic dziwnego, że Leon Zawodowiec gromi wszystkich wokół i nawet się nie zasapie! Wszak Leony mają to we krwi, jak Chuck Norris :P Główny bohater filmu jedynie z grzeczności nie wyszedł cało z ostatniej sceny, taki był!
    Z poważaniem
    Mgr Leonek Zawodowczyk ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, oczywiście, Leony wyjątkowymi stworzeniami są! ;) I więcej, Leon wręcz chce zginąć w finale! Kto nie wierzy, niech spojrzy na twarz Reno, gdy Oldman się za nim skrada - on WIE, że zaraz dostanie kulkę i się na to godzi, no bo... ale o tym może kiedy indziej ;) W każdym razie - gdyby chciał, to by pół LA rozwalił i nikt by mu nic nie zrobił, bo wszakże to Zawodowiec ;)

      Pozdrowienia, Leonku ;)

      Usuń