by Konował
Czas: 28 lipca
1998 roku, miejsce: Warszawa. Przez parawan deszczu widzisz młodego
człowieka, który próbuje jak najszybciej dotrzeć do domu. Burza,
która tej nocy rozpętała się nad stolicą, była potężna. Silny
i porywisty wiatr, deszcz, grad. Niszczycielski żywioł, jednak
można w nim zobaczyć i piękno. W pewnym momencie młodzieniec
zatrzymał się chwileczkę na ulicy, by zaczerpnąć oddechu. W tym
momencie przejechała obok niego pędząca karetka, a za nią
taksówka. Chłopak podejmuje bieg. Kilkanaście minut młodzieniec siedział
już przebrany i wysuszony za biurkiem, gdzie leżał jego nowy
nabytek, Epilog Burzy. Widzimy, jak czyta. Kartkował przez chwilę,
ale szybko zmęczenie dało znać o sobie i zasnął. Kiedy się
obudził, po burzy pozostał ledwo widoczny ślad, księżyc i
gwiazdy świeciły na niebie.
W karetce, którą
młody człowiek widział tej nocy, jechał Zbigniew Herbert
w swą ostatnią podróż. Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie.
W ostatnich latach, kiedy nie był w stanie już wychodzić z łóżka,
pisał swój finałowy tomik. Wyobraźmy go sobie, leżący od wielu
dni w tym samym pokoju, którego ma już dosyć, raz po raz duszącego
się. Na plecach ma odleżyny. Smutna i przygnębiająca scena. On
ma jednak siłę by walczyć z Różową Hołotą z Pewnej Gazety,
wyzywać na pojedynek Zdrajców. Ma siłę i fantazję by planować
ucieczkę do Wenecji razem ze swoją młodą i śliczną
pielęgniarką. W ostatnim tomiku pisze:
Panie,
dzięki Ci składam za cały ten kram życia, w którym
tonę od niepamiętnych czasów bez ratunku śmiertelnie
skupiony na ciągłym poszukiwaniu drobiazgów.
Bądź pochwalony, że dałeś mi niepozorne guziki
szpilki, szelki, okulary, strugi atramentu, zawsze
gościnne nie zapisane karty papieru, przezroczyste koszulki, teczki cierpliwe,
czekające.
Panie, dzięki Ci składam za strzykawki z igłą grubą i cienką jak
włos, bandaże, wszelki przylepiec, pokorny kompres, dzięki
za kroplówkę, sole mineralne, wenflony, a nade wszystko
za pigułki na sen o nazwach jak rzymskie nimfy,
które są dobre, bo proszą, przypominają, zastępują
śmierć
tonę od niepamiętnych czasów bez ratunku śmiertelnie
skupiony na ciągłym poszukiwaniu drobiazgów.
Bądź pochwalony, że dałeś mi niepozorne guziki
szpilki, szelki, okulary, strugi atramentu, zawsze
gościnne nie zapisane karty papieru, przezroczyste koszulki, teczki cierpliwe,
czekające.
Panie, dzięki Ci składam za strzykawki z igłą grubą i cienką jak
włos, bandaże, wszelki przylepiec, pokorny kompres, dzięki
za kroplówkę, sole mineralne, wenflony, a nade wszystko
za pigułki na sen o nazwach jak rzymskie nimfy,
które są dobre, bo proszą, przypominają, zastępują
śmierć
Mazury, sezon w pełni. Miejscowy pijaczek siedzi sobie pod drzewem z butelką
mocniejszego trunku. Koło niego przechodzi przystojny mężczyzna, w
wieku około trzydziestu lat.
–Ma pan papierosem poczęstować ?–
woła do turysty.
Ten od razu podchodzi i częstuje miejscowego
zagranicznym papierosem. Rozmawiają przez chwilę, po pewnym czasie
piją już ze sobą wódeczkę, zagryzając ogórkami.
Herbert to nie
tylko człowiek który chodził po muzeach i galeriach państw
zachodnich. Równie dobrze czuł się w Polsce, na Mazurach. Umiał
docierać do ludzi, a że lubił się napić, wiedział jak zawiązać
kontakt.
„Jak trudno
uratować człowieka który ufa”, tak napisał w swoim pięknym
erotyku do Haliny Misiołkowej Herbert. To była piękna miłość.
Zakończyła się dość nagle, po tym jak poeta poznał swoją
przyszłą małżonkę, wtedy to spotkali się po raz ostatni.
Herbert powiedział jej, że się zakochał, ale ją będzie kochał
do końca życia. Ona roztrzęsiona i zapłakana pojechała do domu.
Na koniec Herbert dał banknot konduktorowi, by zaopiekował się jego
muzą.
Nad zaciekami ciemnych snów
i nad rozpaczą nocnych godzin
czuwa Twój krzyk i piąstki dwie
i martwy dzień Twych nienarodzin
i pochylona matki twarz
Kołysze płacz maleńkie sny
unosi lekkie ciało marzeń
i kołysanka się układa
Patrz nic wynosi kosze gwiazd
i tak jak ryby puszcza w błękit
To tylko kilka
epizodów z życia tego wybitnego poety, a życie miał bardzo barwne
i ciekawe. Osobiście zainteresowałem się Herbertem w liceum. W
trzeciej klasie na temat matury ustnej z polskiego wybrałem
sobie „Życie człowieka myślącego – czyli Pana Cogito w
wierszach Z. Herberta”. Pamiętam, że bardzo zaangażowałem się
w ten temat. Przeczytałem jego biografię, monografie, dwutomową
książkę z tekstami o poecie, oraz kilkanaście artykułów.
Kiedy koniec końców napisałem, co mam powiedzieć podczas ustnej prezentacji, wyszło z tego
ponad 15 stron. W rezultacie trzeba było znaczenia okroić moją pracę.
Teraz nadal bardzo lubię poezje Herberta. Mam kupione "Wiersze
Wybrane", które trzymam nad łóżkiem, i od czasu do czasu do nich zaglądam.
Dzisiaj mija
kolejna rocznica śmierci Zbigniewa Herberta, który odszedł od nas
dokładnie 14 lat temu. To jeden z powodów dla których na
Chatce w najbliższym czasie pojawi się seria artykułów dotyczące
twórczości Pana Cogito. Pojawią się moje oraz Olafa analizy oraz
interpretacje wierszy tych znanych oraz tych mniej znanych. Drugi
powód jest taki, iż to jeden z moich ulubionych poetów, on
nauczył mnie iść przez życie w pozycji wyprostowanej, pokazał
najgorszą twarz zdrady, otworzył mi oczy na
cudowności lasu ardeńskiego, oprowadził po krajach zachodu i przedstawiał mi historię naszej kultury i cywilizacji.
Oto trybut dla Herberta.
Oli dorzuca swoje kilkanaście groszy:
Bardzo ładnie napisane, Konowale! Potwierdzam wszystko to, co rzekł mój przedmówca - otóż doszliśmy wspólnie do wniosku, że nie możemy przejść do porządku dziennego nad czternastą rocznicą śmierci wielkiego poety, szczególnie, że obaj darzymy go sympatią. Stąd też kolejne posty o tematyce "standardowej" dla Chatki przetykane będą tekstami o Zbigniewie Herbercie. Mam nadzieję, że już niedługo Konował przedstawi nam swoje pierwsze interpretacje i analizy.
Po drugie - pora na kilka spraw organizacyjnych. Otóż wszyscy uważni Czytelnicy zauważyli już chyba, że na Chacie pojawia się coraz więcej tekstów pozafilmowych. Cóż, nie rezygnujemy całkowicie z zachwytów nad kinematografią światową, ale chyba rozszerzymy tematykę bloga również na literaturę. Tym bardziej, że ja literaturę lubię bardziej od filmów, a poza tym mamy teraz ku temu środki!
Jakie to środki? Zauważyliście, że używam liczby mnogiej, gdy piszę o przyszłości bloga? Tak, tak, z wielką przyjemnością oznajmiam Wam, że Konował postanowił na stałe (miejmy nadzieję ;) ) dołączyć do mieszkańców Chatki (ha!). Będzie się zajmował literaturą (najpewniej) i muzyką (też najpewniej). W pogotowiu trzyma kilka ciekawych felieton(ik)ów, które - mam nadzieję - nam zaprezentuje.
W taki oto sposób zwiększyliśmy swoją liczebność, ha ha, niedługo zalejemy cały Internet ;)
OK, a teraz wszyscy, jak jeden mąż, wyciągamy tomiki Herberta i zatapiamy się w lekturze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz